Łatwo jest wybierać się do Boga człowiekowi, któremu udało się zachować czyste sumienie, nabyć cnoty, udoskonalić ducha, dokonać wielu dzieł i z grubą księgą dobrych uczynków stanąć przed Ojcem, jako dobre i kochające dziecko, dumne z Ojca i dumne z siebie. Wielu ludzi sądzi, że jest to podstawowy warunek spotkania z Ojcem. Jeśli ktoś nie jest dobrym dzieckiem, to nie ma się co pokazywać na progu ojcowskiego domu. Gdyby nawet to uczynił, drzwi znajdzie zamknięte, a jeśli zapuka, Ojciec mu odpowie: „Nie znam cię”.

Rzeczywistość jest jednak inna. Można iść do Ojca ze zniszczonym sumieniem, z brzemieniem wad zamiast cnót, z zeszpeconą duszą, i nie tylko z pustymi rękami, lecz z grubą księgą uczynków złych, z których wiele już nie nadaje się do naprawienia. Można iść do Ojca jako niedobre, nie kochające dziecko, z którego Ojciec nie może być dumny i które wstydzi się samo siebie. Można iść, i nie tylko można, lecz jest to jedyna mądra rzecz, którą taki człowiek jest w stanie uczynić. Gdziekolwiek bowiem pójdzie, do kogokolwiek zapuka, czeka go odtrącenie i wzgarda. Jedynie drzwi domu Ojca zastanie otwarte, a ramiona Ojca go przygarną.

Ten powrót jest bardzo trudny. Wstyd i fałszywa ambicja uważają to za kompromitację Boga i siebie. Jest to krok tysiące razy trudniejszy niż krok kochającego i grzecznego dziecka, które zawsze sprawiało radość Ojcu. I w trudzie tego kroku jest zawarte dzieło życia takiego nieszczęśliwego człowieka.

Istnieją dwa warunki decydujące o postawieniu tego kroku. Potrafi go uczynić ten, kto uwierzy, że Bóg go kocha, jak Ojciec dziecko. Ze swoją nędzą, głupotą, klęską – nawet totalną – można podejść jedynie do tego, kto nas kocha. On bowiem potrafi dostrzec w nas nie tylko stopień zniszczenia naszej duszy, lecz i jej wartość. Jesteśmy ważni i cenni jedynie dla tych, którzy nas kochają. Bóg nas zawsze kocha i dla Niego jesteśmy zawsze ważni. Przeżycie prawdy, że Bóg nas kocha mimo nieudanego życia, ułatwia podejście do Niego jako przebaczającego Ojca.

Drugim warunkiem jest dostrzeżenie wielkości swojej winy. Trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, za to, co w grzechu jest nasze. Świadomość zmarnowanych lat, a nawet życia, prowadzi do żalu. Człowiek wówczas jest w stanie zapłakać nad sobą. Te łzy bólu są jedynym skarbem, jaki człowiek niesie z sobą. Ręce są brudne, sumienie zniszczone, lecz zraniona dusza płacze. Ojciec widząc tę łzę w oku swego dziecka, przygarnia je i przebacza. Gdyby tej łzy zabrakło, to znak, że dziecko nie uznało swoich błędów, że trwa w swej głupocie, wówczas Ojciec musiałby powiedzieć: „Nie znam cię”. Łza żalu dziecka jest znakiem jego mądrości.

Dla nas grzeszników ewangeliczna scena rozmowy Jezusa z prostytutką należy do najradośniejszych scen w Biblii. To żywa ilustracja przypowieści o synu marnotrawnym. Kobieta, która zniszczyła swoją godność, uwierzyła, że Jezus ją kocha i On jeden nie wykorzysta jej, jak to robiło wielu innych mężczyzn, i nie odtrąci, jak to czynili mieszkańcy miasta, lecz przyjmie. Zdobyła się na gest wyznania swojej wiary w miłość Mistrza z Nazaretu i nie zawiodła się. Jezus dostrzegł jej wiarę i dostrzegł łzy bólu z powodu straconych bezpowrotnie lat – owego długu nie do spłacenia. Otrzymała odpuszczenie grzechów i pochwałę: „Twoja wiara cię ocaliła”.

Niewielu ludzi pobożnych rozumie trud nawrócenia grzesznika. Bóg jednak rozumie, dlatego tak cierpliwie czeka i tak wysoko ocenia tych, którzy mają odwagę przyjść do Niego ze swymi grzechami.

Ks. Edward Staniek
--
Jezus jest z nami katechizm