Na pierwszy rzut oka wydaje się, że w dzisiejszej Ewangelii Chrystus daje nam pewną towarzyską poradę z zakresu savoir vivre’u, i to poradę dosyć dwuznaczną: jak przy pomocy cwanego chwytu osiągnąć prestiżową korzyść. Oczywiście, domyślamy się, że nie o to Chrystusowi chodziło! Wręcz przeciwnie, jest to lekcja pokory.

Pojęcie pokory jest nam chyba dość obce i nieznane. Często uważamy, że pokora polega na tym, że nie wolno być z siebie zadowolonym ani też bronić swojego zdania, że trzeba zawsze robić krok do tyłu z uniżonym ukłonem i pozwalać sobie skakać po głowie, a na dodatek „dwie matki ssać”. Oczywiście, to tylko karykatura pokory, tak jak karykaturą pychy jest przekonanie, że polega ona na zadzieraniu nosa.

W istocie pokora i pycha to postawa i zajęcie stanowiska człowieka względem Boga. Pokora polega na oddaniu pierwszeństwa Bogu, a pycha na zajęciu pierwszego miejsca dla siebie. Człowiek pyszny uważa, że nie potrzebuje Boga, że sam potrafi stanowić o sobie i sam decydować, co jest dla niego dobre, a co złe. Uważa też, że zbawienie jest jego osobistym osiągnięciem i zasługą, że zbawia się sam, dzięki swemu postępowaniu. Wynika z tego, że Bóg jest w zasadzie niepotrzebny, że jest jakby arbitrem albo kibicem, który jedynie przypatruje się z boku, jak nam idzie.

Człowiek pokorny natomiast zdaje sobie sprawę, że sam nic nie może, że zbawienie jest darem darmo danym przez Boga, i tylko przez Boga. Nie przypisuje sobie żadnej zasługi, nie rości sobie żadnych pretensji ani praw, bo wie, że miłość i miłosierdzie Boga są o wiele lepszą gwarancją zbawienia, niż własne zasługi, zabiegi i żądania. Dlatego też siebie samego, swoje życie i zbawienie, z zaufaniem powierza Bogu. A ponieważ dzięki wierze ma pewność zbawienia, wie już, ile zawdzięcza Bogu. Więc potrafi być wdzięczny, potrafi Boga uwielbiać, próbuje Go naśladować i żyć na co dzień Jego słowem i wolą, jak powszednim pokarmem. Na tym polega prawdziwa pokora.

Jej ilustracją są dalsze słowa Jezusa: Chcesz wyprawić przyjęcie? Nie zapraszaj tych, którzy potrafią sobie sami dobrze radzić i w życiu nie zginą. Zaproś tych, którzy sami nic nie mogą, nie mają możliwości, nie potrafią ci się odwdzięczyć, nie potrafią sobie „załatwić”. Będziesz wtedy podobny do Boga, który potrafi darmo i wielkodusznie dawać, nie dlatego, że liczy na rewanż czy własny interes, ale dlatego że jest miłosierny dla pokornych.

Właśnie taka jest metoda Pana Boga i ekonomia zbawienia: jeśli Mi zaufasz i okażesz pokorę, możesz otrzymać wszystko, co chcesz, a nawet więcej, niż potrafisz sobie wyobrazić. Jeśli natomiast spróbujesz obyć się beze Mnie i zechcesz sam zdobywać sobie życie wieczne, będziesz podobny do owego zarozumiałego faryzeusza, który ze wstydem musiał ustąpić pierwszego miejsca, które samowolnie sobie zajął.

Być może trochę się nam to nie podoba. Bardziej przypada nam do gustu mit o Prometeuszu, który zbuntował się przeciwko bogom i wykradł im ogień życia. Jednakże Bóg chrześcijan, Bóg objawiony w Jezusie Chrystusie, jest Bogiem miłości, a nie zazdrosnym o swoje wpływy tyranem. Nie chce nikogo upokarzać, lecz uszczęśliwić. Ale musimy Mu to umożliwić – bez naszej zgody i współpracy, bez gotowości i pragnienia przyjęcia daru zbawienia, dar ten będzie się tylko marnował. A my pozostaniemy na lodzie, sami ze sobą i swoją pychą.

Ks. Mariusz Pohl