Telegram. Mąż nie żyje. Dwa lata temu wyjechał za ocean, by zarobić pieniądze. Po roku dowiedziała się że pije. Pieniądze topniały. Telefoniczna rozmowa już po telegramie była czarniejsza niż sama wiadomość o śmierci. Umarł z przepicia.
Potrzebowała człowieka, by ją wysłuchał. Opowiadała długo, przedstawiała etapami swoje niezwykle ciężkie życie. Rozpoczęło się od jej nieuleczalnej choroby. Miała wtedy siedemnaście lat. Po operacji cudownie wróciła do zdrowia. Lekarze uważali, że nie powinna wychodzić za mąż. Spotkała jednak szlachetnego człowieka. Pracowali razem. Postanowili się pobrać. Szczęśliwie urodziła troje dzieci. Kiedy wszystko zdawało się układać pomyślnie – nowy cios. Jedno z dzieci zginęło tragicznie. Z trudem wracali do równowagi. Zaangażowali się mocno w „Solidarność”. Przeżyli wiele. Więzienie męża, kłopoty w pracy. Wreszcie wspólnie uzgodnili wyjazd męża. Została w domu, zmagając się z jego utrzymaniem. Teraz telegram. Finał wielu lat ciężkiego życia. Swoje długie wyznania kilkakrotnie przerywała jednym pytaniem: Czy jest Bóg?
Najstraszniejsze dla niej było to, że jej bracia i siostry, niewiele mając wspólnego z reglią, żyli w dostatku, jeździli wygodnymi samochodami, zdrowi, zadowoleni z życia. Ona zawsze była głęboko religijna, aż do tego momentu, w którym stanęła nad przepaścią zwątpienia. Czy jest Bóg? Człowiek wierzący słuchając tej opowieści czterdziestoletniej kobiety, okrytej żałobą i pogrążonej w zwątpieniu, z łatwością odkryje, że ma do czynienia z bohaterką, która przebyła swoją krzyżową drogę i stojąc na Golgocie – jak echo powtarza słowa Chrystusa – „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” Ona spogląda na trud swojej krzyżowej drogi i zmagając się ze zwątpieniem pyta: Czy jest Bóg?
Jak to dobrze, że Jezus przebył tę drogę przed nami. Jak to dobrze, że jeden z Jego uczniów, św. Tomasz też stanął nad przepaścią zwątpienia i nie chciał uwierzyć w sens tak tragicznej drogi, mimo świadectw swoich dziesięciu towarzyszy. Jak to dobrze, że Jezus Zmartwychwstały stanął przez nim i polecił włożyć palec w miejsce gwoździ w rękach... Jak to dobrze.
Można dziś podprowadzić tę kobietę do zmartwychwstałego Chrystusa i powiedzieć jej: dotknij Jego ran – Jest Bóg. Więcej, jest sens twego cierpienia. Sens głębokich ran twego serca. Oto Pan twój i Bóg twój – równie cierpiący jak ty. Nagradzający nie tyle sukcesy naszej pracy na ziemi, ile wytrwałość cierpienia, to, co mimo naszego trudu i starań się nie udaje. Pomyślność w pracy jest już pewną nagrodą. Człowiek radujący się z sukcesów w pracy jest szczęśliwy tu na ziemi. Nieszczęście mężnie zniesione będzie nagrodzone w wieczności.
Nie należy się dziwić, gdy ludzie wątpią, przygnieceni ogromem cierpienia. Trzeba ich wtedy podprowadzić do Chrystusa Zmartwychwstałego i powiedzieć: dotknijcie Jego ran. On im wytłumaczy, że droga krzyża, którą tak często chcemy ominąć, jest drogą wiodącą do nieba. Ta droga ma sens. To na niej, wbrew pozorom, jest Bóg i na niej najłatwiej Go spotkać.
Ks. Edward Staniek