-
Szczegóły
-
Kategoria: Rozważania
Błogosławieństwa zapowiadają nagrodę dla tych, którzy na ziemi umieją przegrywać. W doczesności szczęście jest ściśle złączone z sukcesami. Im więcej zwycięstw tym więcej szczęścia. W Królestwie Jezusa szczęście jest związane z umiejętnością ponoszenia klęski.
Na ziemi szczęśliwi są ci, którzy gromadzą bogactwa. W Królestwie Chrystusa natomiast ci, którzy umieją z nich rezygnować. Szczęśliwy jest ten, kto opanował sztukę uwalniania się od dóbr tego świata. Droga ewangeliczna wiedzie bardzo stromą i niewygodną ścieżką, a każde dodatkowe obciążenie staje się na niej przeszkodą. Ktokolwiek chce dotrzeć do szczytu i przeżyć radość z jego zdobycia, musi się zdecydować na ubóstwo, na rezygnację nawet z wielu rzeczy, które wydają mu się bardzo potrzebne.
Na ziemi szczęśliwi są ci, którzy nie muszą płakać. W Królestwie Chrystusa znajdą się jednak ci, którzy przez łzy cierpienia i nieszczęścia dostrzegli wielkie, nieprzemijające wartości. Cierpienie jest próbą człowieka, jeśli tę próbę przetrwa czeka go nagroda.
Na ziemi szczęśliwi są ludzie mocni, a o ich sukcesie często decyduje tupet, siła głosu, twardość pięści. Krzyk traktują jako narzędzie podporządkowania sobie innych. Ludzi można wrzaskiem zastraszyć. Kruche to jednak szczęście, jeśli zbudowane jest na zastraszaniu innych, stąd Jezus obiecuje prawdziwe szczęście cichym, zaznaczając, że oni posiądą ziemię. Człowiek cichy to ten, który potrafi w takim stopniu panować nad sobą, że nawet w starciu z przemocą nie odda ciosem za cios, lecz samym spojrzeniem pełnym pokoju obezwładni swego przeciwnika.
Szczęśliwi w doczesności są ci, którzy siedzą na sędziowskich krzesłach, a nie na ławie oskarżonych. Zgodnie z logiką tego świata lepiej sądzić, niż być sądzonym, lepiej prześladować, niż być prześladowanym. Natomiast w Królestwie Chrystusa, gdzie liczy się tylko wierność prawdzie, tysiąc razy lepiej siedzieć na ławie oskarżonych i mieć czyste sumienie, niż na krześle sędziowskim i wydawać niesprawiedliwe wyroki. Ostatecznie każda rozprawa sądowa zostanie powtórzona przed Bogiem i każdy sędzia ziemski zasiądzie na ławie oskarżonych. Jeśli sądził sprawiedliwie, czeka go nagroda, jeśli wydał niesprawiedliwy wyrok, odmierzą mu taką miarą, jaką on mierzył.
Chrystus mówiąc „błogosławieni prześladowani”, wzywa do odwagi zasiadania na ławie oskarżonych. Sam jako więzień zasiadł na tej ławie – i to zarówno przed trybunałem sądu religijnego, jak i państwowego.
Na ziemi szczęśliwi są ci, którzy umieją się dobrze urządzić. Najczęściej jednak dokonuje się to z naruszeniem sprawiedliwości społecznej. Jeśli jeden posiada dużo, to inni posiadają mniej, jeśli ktoś chce mieć bardzo dużo, to tym samym sprawia, że obok niego pojawiają się ludzie, którzy mają bardzo mało. Na ziemi nie ma sprawiedliwości. Jedni ją naruszają, a inni za nią tęsknią. Jezus zapowiada stworzenie świata czystej sprawiedliwości. Znajdą się w nim jednak nie ci, którzy łamali jej prawo na ziemi, lecz ci, którzy jej pragnęli.
Druga część błogosławieństw wzywa do ubiegania się o wartości potrzebne do twórczego przeżywania niepowodzeń na ziemi. Jest to troska o czystość serca uzdalniająca do oglądania Boga; odwaga podejmowania czynów miłosierdzia, czyli wysiłek zmierzający do wprowadzenia na ziemi sprawiedliwości społecznej przez dobrowolne dzielenie się z potrzebującymi tym, co sami posiadamy; nastawienie na wprowadzanie pokoju, a więc tego, co ludzi jednoczy.
Wnikliwe odczytywanie błogosławieństw stanowi wezwanie do zastanowienia nad tym, w jakiej mierze nasze wyobrażenie o szczęściu harmonizuje z tym, które posiada Chrystus.
Ks. Edward Staniek
-
Szczegóły
-
Kategoria: Rozważania
Kościół w Koryncie od samego początku musiał zwalczać różne próby podziału w swoim łonie. Sam Paweł pisze o tym wyraźnie: „Doniesiono mi o was, bracia moi, że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: ‘Ja jestem Pawła, a ja Apollosa, ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa’„. W tym kontekście staje się jasne jego wezwanie: „Upominam was, bracia, w imię naszego Pana Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów, byście byli jednego ducha i jednej myśli”.
Jest rzeczą znamienną, że wszystkie wspólnoty same muszą się organizować, a więc w pewnym sensie dzielić zadaniami, a równocześnie muszą przezwyciężać pokusy rozbicia. Doskonalenie wspólnoty jest możliwe tylko na bardzo trudnej drodze zgody wszystkich na podział funkcji przy równoczesnym zachowaniu jedności.
Zło wiedząc, że zgoda potęguje siły i przez nią wspólnota staje się niezwykle twórcza, usiłuje przede wszystkim zwyciężać przez podziały, przez brak jedności. Ponieważ Kościół w planach Boga realizuje wielkie dzieło zbawienia ludzkości, zło od początku stara się za wszelką cenę osłabić skuteczność tego działania przez rozłamy.
Każdy wierny należący do Chrystusowego Kościoła winien sobie z tego zdawać sprawę. Tam gdzie następuje spotęgowanie działania dobra, pojawia się prawie natychmiast kiełkujące ziarno niezgody, które trzeba rozpoznać, i o ile to jest w mocy wierzących, wyrwać. Bywa, że rozłamów nie da się przezwyciężyć. Kościół w swej historii przeżył niejedną schizmę. Odpadały od niego wielkie rzesze wiernych. Jedno jednak jest w stu procentach pewne: żadne rozdarcie nie prowadzi do powstania drugiego Chrystusowego Kościoła. Kościół Chrystusowy choćby był łamany na wiele kawałków, był, jest i będzie jeden.
To jest mniej więcej tak, jak z jednością sakramentalnego małżeństwa. Jeżeli współmałżonek odchodzi i szuka innego małżeństwa, nie niszczy tym samym sakramentalnego związku. Jest tylko jego zdrajcą, ale nadal jest małżonkiem. „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”.
W podobnym znaczeniu Kościół Chrystusowy jest jeden. To wielka wspólnota połączona więzią nierozerwalną z Jezusem, jak żona z mężem. To że jakaś część wiernych zrywa łączność z innymi, a nawet z władzą kościelną, to jeszcze nie dowód, że tworzą drugi Kościół Chrystusowy. Ludzie tego nie potrafią uczynić, Kościół może zakładać tylko Bóg, a nie człowiek.
Należałoby dokładniej prześledzić związek kryzysu jedności małżeństwa i rodziny z kryzysem przynależności do Kościoła, oraz zbyt wielkie uproszczenie sprawy zawarte w twierdzeniu, że jest rzeczą obojętną, do jakiego Kościoła człowiek należy.
Chrystus modlił się słowami: „Ojcze, aby byli jedno”. Jego modlitwa na pewno została wysłuchana. Ci, którzy Go kochają, są jedno z Nim i między sobą.
Niewielu z nas przeżywa radość z przynależności do jednego Chrystusowego Kościoła. Ten kto odkrył tę prawdę, odnajduje się w Kościele, jak w jednej autentycznie kochającej się rodzinie. Ponieważ jest to rodzina złożona z niedoskonałych ludzi, może przeżywać różne spięcia, nawet dramaty, ale zawsze jest to jeden dom, w którym dla każdego jest miejsce, jedzenie i zadanie. Gdybyśmy lepiej współpracowali z łaską, nie byłoby tak wiele rozdarć, łez i krwawych ran w naszych wspólnotach. Bo jedność i zgoda, to nie tylko sprawa nasza, ale przede wszystkim wielkie pragnienie Boga, kochającego nas Ojca.
Ks. Edward Staniek
-
Szczegóły
-
Kategoria: Rozważania
W najnowszym numerze Niedzieli m.in.:
- Od papieru do sieci - jak rozwijały się media katolickie?
- Każdy ma swoją osobowość - wywiad z kard. Stanisławem Dziwiszem na zakończenie jego posługi na biskupstwie krakowskim
- Pięć minut do Pana Boga - wywiad z abp. Markiem Jędraszewskim, który za tydzień rozpoczyna posługę w archidiecezji krakowskiej
- Islam niejedno ma imię
- Serce zostawiłem w Zambii i w Polsce - świadectwo misjonarza ks. Marcelego Prawicy
- Ślady zbrodni - nie tylko ks. Jerzy Popiełuszko został zabity przez SB. Byli także inni księża (m.in. ks. Stefan Niedziela; ks. Stanisław Suchowolec)
- Edukacja po nowemu - reforma szkolnictwa
W Niedzieli Kieleckiej m.in.:
- Adam Chmielowski - powstaniec
- Przez diecezję przeszły Orszaki Trzech Króli
- Dom Samotnej Matki w Wiernej k. Małogoszcza
- Śladami naszych Patronów - św. Maksymilian górujący nad Kielcami
- Stan wojenny na kartach kroniki WSD
W najnowszym Gościu Niedzielnym
- Kościoły szarej strefy - rzymskokatolickie kościoły zbudowane w czasach PRL
- Kościół jedna społeczeństwo - wywiad z kard. Stanisławem Dziwiszem
- Ekumenizm krwi - chrześcijanie różnych wyznań oddają życie za wiarę
- Mały, ale Gość - Mały Gość Niedzielny ma 90 lat
- Papież podniósł poprzeczkę - wokół dokumentu Franciszka "Amoris Laetitia"
- Bez troski o Polskę - konflikt w Sejmie
- W zawieszonym pyle - alarm smogowy w Polsce
- Talent mam od Boga - Andrea Bocelli
W numerze darmowa płyta tenora Andrei Bocellego
-
Szczegóły
-
Kategoria: Rozważania
Fragment Ewangelii niedzielnej mówi o wyznaniu wiary Jana Chrzciciela w Bóstwo Jezusa Chrystusa. Wyznanie to czyni z syna Elżbiety i Zachariasza drogowskaz wskazujący drogę innym. Po jego słowach: „Oto Baranek Boży”, na drugi dzień, dwaj uczniowie Chrzciciela – późniejszy autor czwartej Ewangelii Jan oraz brat Szymona Piotra, Andrzej – opuścili mistrza i powędrowali za Jezusem. To publiczne wyznanie wiary Jana Chrzciciela ukazało im drogę do Zbawiciela.
Wielu współczesnych ludzi usiłuje twierdzić, że wiara to prywatna sprawa, to rzeczywistość, którą można zamknąć na dnie swego serca i nie należy jej na zewnątrz ujawniać. Najczęściej pogląd ten zawarty jest w stwierdzeniu: „Należę do ludzi wierzących, lecz nie praktykujących”. Zwolennicy tego sposobu myślenia nie zdają sobie sprawy z tego, że pośrednio przyznają się do braku chrześcijańskiej wiary.
Ktokolwiek bowiem wchodzi przez akt wiary w kontakt z Chrystusem, jego serce wypełnia nie tylko prawdziwe szczęście, lecz i wielkie pragnienie podzielenia się nim z innymi. Wykładnikiem autentycznej wiary jest pragnienie apostolstwa, troska, by innym ukazać drogę do prawdziwego szczęścia. Jeśli więc ktoś twierdzi, że wiara to jego prywatna sprawa, dowodzi jednoznacznie, że jej nie posiada. Ona bowiem nigdy nie mieści się w sercu człowieka, lecz przelewa się na innych. To należy do jej natury. Nadmiar szczęścia zawartego w akcie wiary zmusza człowieka wierzącego do dzielenia się nim z innymi.
Doświadczył tego św. Augustyn, gdy po swoim nawróceniu pragnął podzielić się swoją radością i pokojem z innymi. „O, gdyby oni dostrzegli to wewnętrzne światło wieczne! Ponieważ sam je nieco poznałem, dręczyło mnie, że nie miałem sposobu, aby je ukazać innym (...) Nie wiedziałem, w jaki sposób można wspomóc te głuche trupy, do których liczby sam przedtem należałem” (Wyznania IX, 4).
Najprostszą formą publicznego wyznania wiary jest udział w niedzielnej Eucharystii. Już samo wędrowanie do kościoła jest wyznaniem naszej wiary, nie mówiąc o obecności przy ołtarzu, wspólnej modlitwie, śpiewie, czy przyjmowaniu Komunii świętej.
Ta niedzielna praktyka religijna kształtuje z kolei wyznanie wiary w życiu codziennym. Tam, gdzie nie dociera religijna książka, kapłan, dociera wierzący chrześcijanin i rozlewa szczęście swego serca na otoczenie. Staje się wówczas, jak Jan, drogowskazem ukazującym nie łatwą ale jedynie pewną i piękną drogę do prawdziwego szczęścia.
Kto twierdzi, że wiara to jego prywatna sprawa, winien głębiej przemyśleć Chrystusowe słowa: „Wy jesteście światłością świata”. Wynika z nich, że otrzymaliśmy wiarę nie po to, by oświecała jedynie nasze serca, ale świat! To oświecanie świata dokonuje się często przez publiczne wyznanie wiary.
Ks. Edward Staniek
e-religijne.pl - księgarnia katolicka
-
Szczegóły
-
Kategoria: Rozważania
W człowieku istnieje mechanizm odpowiedzialny za odporność organizmu na ataki wszystkiego, co zagraża zdrowiu człowieka. Uszkodzenie tego mechanizmu czyni człowieka kaleką i skazuje go na niechybną śmierć przy pierwszym ataku jakiejkolwiek choroby. Oto dramat ludzi chorych na AIDS.
W życiu duchowym istnieje podobny mechanizm, który uruchamia rezerwę dodatkowej energii, gdy trzeba bronić się przed złem lub pokonywać poważniejsze trudności. Jeśli ten mechanizm podlega kontroli rozumu i wolnej woli, jego działanie jest twórcze. Dramat występuje w dwu wypadkach. Jego uszkodzenie lub zniszczenie, zwłaszcza przez niewłaściwe wychowanie, wypełnia człowieka ciągłym lękiem i czyni go bezradnym życiowo. Są to ludzie nie mający siły przebicia, nie zdolni do walki o swoje miejsce w świecie, noszący nieszczęście w sobie. Drugi rodzaj dramatu polega na niekontrolowanym lub niewłaściwym korzystaniu z tej energii. Ma to miejsce w chwilach wybuchu gniewu lub systematycznie podsycanej nienawiści. W tym wypadku mamy do czynienia z konfliktami, które kierują się tymi samymi prawami w skali kłótni małżeńskiej, jak i w skali wojen między narodami. Można to było obserwować na terenie rozpadającej się Jugosławii.
Kiedy Bóg wyposażył człowieka w mechanizmy obronne zarówno wobec chorób, jak i zła moralnego, chciał, by zawarta w nich energia była wykorzystana wyłącznie dla dobra człowieka i całej ludzkiej rodziny. Człowiek jednak i ten dar wykorzystał dla niszczenia siebie i innych. Syn Boga przybywając na ziemię, chciał nam pomóc w powrocie do właściwego wykorzystania otrzymanych od Ojca energii. Na tym między innymi polegało Jego zbawcze dzieło. Wszedł On odważnie między wrogów panując nad sobą w sposób doskonały. Nie sięgnął po potężną moc, jaka była do Jego dyspozycji, by zniszczyć przeciwników. Chciał nam ukazać, że pokój nie polega na tym, by własną przemocą opanowywać przemoc innych. Na tym polega tajemnica wojny! Pokój polega na opanowaniu własnych sił, by promieniować miłością nawet do wrogów.
Niewielkie grono ludzi przyjęło Jego zasadę pokoju. Nauka ta wolno dociera do świadomości ludzkości. Potrzebne jest bardzo bliskie spotkanie z Chrystusem, by odkryć mechanizm pokoju, jaki On przekazuje światu. Powierzchowne spotkanie z Ewangelią, nawet zanurzenie w wodzie chrztu, nie wystarcza do tego, by stać się apostołem Bożego pokoju. Stąd też nikt się nie dziwi, że wśród chrześcijan niewielu zdołało przekuć miecze na lemiesze, a włócznie na sierpy. Większość usilnie ostrzyła i ostrzy miecze wzajemnie na siebie. Polska ziemia również bywała zbroczona krwią bratobójczą. Z obu stron frontu mówiono: „Ojcze, odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, by zamiast „Amen” wymierzyć cios, ranić, zabijać. Wielka kompromitacja ewangelicznej postawy, kompromitacja — powiedzmy jasno — dokonana przez pseudochrześcijan, którzy z Ewangelii zabierali tylko imię Chrystusa a nie Jego ducha.
Pierwszy stycznia jest dniem szczególnej modlitwy o pokój w całym Kościele. Dzień ten poświęcony jest Matce Bożej. To z Nią Kościół wchodzi w nowy rok z nadzieją, że pomoże w opanowywaniu wszelkich porywów gniewu, zarówno w rodzinnych domach, jak i układach międzynarodowych. Ona, która była świadkiem gniewu wylanego na Jej Syna i nie rzekła ani słowa, wie, że walka o pokój na ziemi zawsze będzie wyglądała dokładnie tak, jak na Golgocie. Tam prawdziwe zwycięstwo należy do Jej Syna, a nie do tych, którzy przybili Go do krzyża. Tam ogień ich okrucieństwa i nienawiści został ugaszony miłością i pokojem Tego, kogo uśmiercili. Modlitwa o pokój na świecie to wspólne błaganie Boga o rozprowadzenie wody pokoju, która płynie ze źródła bijącego na Kalwarii.
Ks. Edward Staniek
Księgarnia religijna e-religijne.pl